6 lutego 2011

Prezesi 2011

W ferie w grupie 7 osobowej pojechaliśmy na Rekolekcje do Częstoborowic. Każdy przeżył je inaczej, każdy ma swoje wspomnienia, swoje najlepsze chwile. Chcieliśmy podzielić się nimi z Wami, więc napisaliśmy coś od siebie. ;)

Czekałam na ten wyjazd długo. Dlatego, że czułam wypalenie,
potrzebowałam naładowania swoich akumulatorów, oderwania od szarej
szkolnej codzienności... Tam nie ma internetu, telewizora, zasięgu
(przynajmniej w Plusie), nie trzeba martwić się głupotami. Miałam
nadzieję, że to będzie taki czas tylko dla Boga... Jak było?
Odpowiadam: w porządku. WDM i ta jego cudowna atmosfera dała się odczuć
już podczas pierwszego czuwania... ta cisza, umocnienie przyjaźni
Bosko-ludzkiej... Zetknęliśmy się z orędziem papieża Benedykta XVI na
ŚDM i nauczyliśmy się, że wszystko trzeba budować na Bogu... Ten tekst
bardzo mi się spodobał, bo będąc po Janie Pawle II, papież Benedykt
nie jest doceniany, a potrafi naprawdę niezwykle przemawiać do młodych. 
Było tylko w porządku, a to dlatego, że między nami panował chłód...
chłód uczuć, ale też prawdziwe zimowe zimno... po pierwszej nocy
chciałam już wracać do domu. Z czasem jednak przestał być on tak
dotkliwy... Niestety wielu z nas się pochorowało i musiało siedzieć w
izolatce.. Ostatni wieczór minął w atmosferze łez i skandali, chyba
każdy miał gorszy dzień... Na szczęście wiele spraw zostało
pomyślnie rozwiązanych. Czuję nowy zapał, choć nie tak wielki jak
zwykle... Jestem jednak pewna, że to doświadczenie było nam bardzo
potrzebne. Okazało się jak bardzo potrafimy się wspierać w trudnych
chwilach, jak ważna jest cisza i że tak naprawdę nie mamy ogromnych
problemów w naszym oddziale... 
"Zbudowani na Chrystusie, w Nim zakorzenieni, mocni w wierze i
wdzięczni, bo On Jest źródłem życia."

Dominika
 
 
Na pewno dla każdego z Nas tegoroczne Warsztaty Prezesów były inne niż zwykle. Osobiście uważam, że było znośnie aczkolwiek spodziewam się innej atmosfery bardziej domowej i rodzinnej, bez sporów, złości, załamań i niemiłych sytuacji. Prawie każdy z Nas pojechał na Warsztaty z problemem, który został (bądź nie) rozwiązany. Mój został zakończony z dużym hukiem, co sprawiło, że jeszcze chętniej wróciłam do domu.

Sylwia


W dniach 23-28 stycznia odbyły się w Częstoborowicach, w „ Wymarzonym Domu Młodych” warsztaty prezesów, w których uczestniczyłam.
W ciągu tego tygodnia mieliśmy konferencje, spotkania w grupach, czuwania oraz medytacje. Kulminacyjnym momentem każdego dnia była Msza Święta.
Przyznam, że pierwsze uczucie jakiego doznałam wchodząc do „domu” było uczucie chłodu. Jednak spotkanie z przyjaciółmi na tyle „ociepliły” sytuację, że nie musiałam martwić się zimnem ( tym bardziej, że „pożyczyłyśmy” od chłopców grzejnik).
Na warsztatach uczyliśmy się prowadzić spotkania, rozwiązywać problemy naszych oddziałów. Dowiadywaliśmy się również jakich „wpadek” uniknąć przy przygotowywaniu spotkań.
Bardzo podobała mi się praca w grupach ( której prowadzącym u mnie był panicz Michał Błaszczak), a szczególnie rozmowa o orędziu papieża Benedykta XVI na XXVI Światowe Dni Młodzieży, którego tytuł to : „Zakorzenieni i zbudowani na Chrystusie”.
Coś co jest nie zapomniane w WDM- ie to m.in. brewiarz odmawiany codziennie rano, „cisza” śniadaniowa, konferencje księdza Grzegorza i atmosfera typowo KSM- owska.
Jeżeli chodzi o naszą społeczność to dowiadywaliśmy się gdzie można znaleźć klucze od czołgu, kogo najlepiej o nie zapytać oraz tego, ze „Kasia pojechała”, a „Rafał jest nie potrzebny” (z całym szacunkiem dla Rafała). =D
Jedynym minusem mogło być jedynie to, że czasami brakowało prawdziwej ciszy, która jest jednak potrzebna naszemu ciału i duszy.
Z Często wyjechałam jako osoba mądrzejsza i bardziej doświadczona ( co było wynikiem spotkań oraz naszych wspólnych „nocnych” rozmów, za które dziękuję).
Przede wszystkim dostaliśmy powera i dowiedzieliśmy się, że „żaden z nas nie ma tego, co mamy razem”.
Ja już tęsknię...

Ola


Po 1.5 roku nieobecności w najbardziej znanej wsi dla KSM AL
wróciliśmy do Wymarzonego Domku Młodych, aby ja co pół roku
przygotować się do działania we własnych oddziałach KSM.
A co osobiście wyniosłem
Wyniosłem toboły i wróciłem do domu... eee nie tak to jakoś inaczej szło
Od samego początku napływały do nas ciekawe informacje.
Powstał nowy oddział w Babinie, co osobiścnie mnie cieszy
Babin jest bowiem tylko kilkanaście kilometrów od Naszej Wsi
Na Prawach Miejskich.
Poznaliśmy się z nowymi ludźmi których nie znaliśmy i
poggadaliśmy ze starymi znajomymi.
Jupi
Głębiej rzecz biorąc była epicka (słowo niesamowita mi się
przejadło) atmosfera, kadra zadbała o to abyśmy odpowiednio
nauczyli się działać w oddziałach i zaznajomiliśmy się z orędziem
Benedykta XVI o ŚDM. Aż nie wierzę że papież jest na czasie...
Najlepsze były jednak Msze Św. w których mieliśmy swój ogromny wkład.
Baa.. czuwanie w czwartek było tak bliskim spotkaniem z Jezusem...
Czegoś takiego od dawien dawna nie doświadczyłem. Gardło działało
na piosenkach na 100%, a uśmiechów policzyć się nie dało.
I znów przerwa... Ja chcę wracać...

Krzysio  


Na warsztatach dla kierownictw oddziałów KSM AL mogliśmy się dużo
dowiedzieć. Ja osobiście dużo rzeczy m.i.n jak prowadzić interesujące
spotkania w oddziale i wiele innych. Pojechałam tam mimo wątpliwości,
które miałam.
Zostały one rozwiane już pierwszego dnia warsztatów ;). Mogłam poznać
wielu ludzi, spotkać się z tymi których dawno nie widziałam. Dużo mi
dawały do myślenia kazania podczas mszy świętych, konferencje księży
i medytacje.
Czuje, że dzięki tym warsztatom zbliżyłam się do Boga, oraz spędzić
fantastyczne chwile z wspaniałymi ludźmi. 
Cieszę się,że mogłam tam być ;D.  

 Klaudia
 



 

2 komentarze:

  1. no, kochani ksmowicze z nałęczowa! czytając to, co napisaliście, wspomnienia wróciły także i do mnie! :) pragnę jednak nadmienić i przywołać kilka sytuacji, o których nikt nic nie powiedział! proszę bardzo: barówki, koty z youtube, zawalenie łóżka, wszystkich kochający Michał, świetni reprezentanci z Jabłonny i inne nasze wariacje.
    na zakończenie podsumuję: Fortitudo i Signum Temporis wymiatają! :)
    pozdraaaawiam cieplutko z zasypanej błotem Jabłonny - Karolcia :*

    OdpowiedzUsuń
  2. To jeszcze ja dorzucę swój komentarz Tak, troszkę inaczej niż zwykle było. Nowe doświadczenie, nowy wniosek – lepiej rozwiązywać problemy na bieżąco a nie przekładać je na potem. W takich warunkach jednak można się przekonać na kogo da się liczyć naprawdę i kto jest najlepszym konfesjonałem;) Zmieniło się w moich oczach zdanie o pewnych jednostkach, rozmowy z niektórymi dały mi wiele do myślenia i nawet wpłynęły na mój światopogląd. I jak zwykle nie obyło się bez doładowania Mocą-Z-Nieba, w którym pokładałam wielkie nadzieje. Strasznie podobała mi się spontaniczna modlitwa wiernych na mszy oraz ,,system kartkowy”, musimy montować to częściej. Co do ciszy to też sądzę, że trochę jej zbrakło. Zdałaby się taka godzina ciszy jak na Białce 2010. Co do zimna to dało się przeżyć, trzeba być twardym i niezniszczalnym:D Ewentualnie można było przecież w celach cieplnych spać dwójkami z czego zresztą skorzystałam.
    Olu! BĘDZIESZ MI DO KOŃCA ŻYCIA WYPOMINAĆ TEN TEKST?! XD x 3 
    Luzik, przynajmniej zaistniał mój cytat w pamięci ludzkiej. Czuję się zaszczycona, iż ktoś z takim zapałem powtarza me słowa, nawet gdy nie są zbyt mądre i nie niosą życiowego przekazu:D Ale mam dziś dobry humor, zresztą, jak zwykle. Doładowanie z WDMu jeszcze się mnie trzyma i was niech też nie opuszcza. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń