Rekolekcje kandydackie 2011
Na początku myślałem, że to w ogóle nie zmieni nic w moim życiu. Jechałem tam z myślą: „Co ja będę tam robił? Po co tam jadę?”. Po wjechaniu do Częstoborowic, oczywiście zero zasięgu, tylko koło kościoła „Pan Jezus łapał zasięg”. Gdy już zapoznaliśmy się z warunkami WDMu (trzy piętrowe łóżka, dwie łazienki, jadalnia konferencyjna, pokoje i kuchnia)poznawaliśmy wszystkich chłopaków, rozmawialiśmy jak nas ma zmienić ten wyjazd.
Potem był obiad (jakaś dziwna zupa, na ogół tylko takie były), a następnie poznanie się.
Kolejne dni przebiegały na posiłkach, modlitwie, medytacji, integracji i pracy w grupach.
Czas minął mi tak szybko, że dopiero co się poznaliśmy, a już musieliśmy wyjeżdżać. Jak już wspomniałem, codziennie była medytacja, która dała mi bardzo wiele do myślenia. Po części zmieniły moje życie. Były też konferencje ks. Mietka. Mieliśmy spotkanie z dziennikarzami Radia Lublin, ale i tak większość spotkań tematycznych związanych z KSM-em prowadziła Kadra. Było ognisko, integracje, zabawy, ogólnie nie nudziliśmy się. Centralnym punktem dnia była oczywiście Eucharystia, w którą włączyliśmy się czytając, śpiewając i niosąc dary. Księża głosili bardzo ciekawe kazania, a oprócz Mszy, w kościele codziennie wieczorem odbywały się czuwania przed Najświętszym Sakramentem. Czuwania te były bardzo nastrojowe, bowiem wkoło monstrancji ustawione były małe świeczuszki, które dawały ten niesamowity nastrój. Na pewno w WDM-ie nie można odpocząć śpi się około 6h, ale atmosfera jest wspaniała. Oczywiścei ma się obowiązki, ale to przy okazji spędzanie czasu z innymi. Najśmieszniej jest przedostatniego dnia, kiedy każdy kto chce uczy się do egzaminu. Wtedy słychać „O Boże, nie umiem tego”, „Jezu nie mogę się tego nauczyć” itp.
Ale i tak wszyscy zdadzą. W tym domu najlepsze są noce, kiedy dziewczyny u chłopaków siedzą do 3 rano, a następnego dnia śmieją się z tego. Dobre jest również siedzenie do 01.30 słuchając kawałów (nie wiem co tu napisał), a potem wstawanie o 03.30, by iść do kościoła na czuwanie indywidualne, całonocne. Potem jak się przyjdzie do domu to śpi się 16h. ogólnie czas spędzony tam jest niezmarnowany. Ten wyjazd zmienia ludzi na lepsze, otwiera na Boga i bliźniego. Dlatego warto tam pojechać. Miło wspominam tamten okres czasu.
Maciej Zieńkowski
Moja wakacyjna przygoda rozpoczęła się 1 lipca. Razem z paroma znajomymi z innych miast pojechaliśmy na kolonie, do Białego Dunajca. W sumie było nas około 16osób, nie licząc naszych opiekunów.
Mój wyjazd trwał 10 dni, podczas których mieszkaliśmy (dzięki uprzejmości właściciela) w hotelu pana Kominka. Każdy dzień, który tam spędziliśmy był dokładnie przygotowany, więc oprócz stałych części dnia, czyli śniadania, obiadu, kolacji i długich kolejek do łazienki, mieliśmy okazję poznać trochę okolicę i różne inne ciekawe miejsca.
Pierwszego dnia, po naszym przyjeździe, wybraliśmy się na Krowią Górę, która swoją nazwę zawdzięcza wdzięcznym, ale i niemałym zwierzętom, nieustannie pasącym się na jej szczycie i nie tylko. Kiedy wróciliśmy, wyczerpani po spacerze, podzieliliśmy się na 2 grupy wiekowe. Każda z grup miała za zadanie wymyliśmy nazwę i okrzyk, a następnie przedstawić swoją grupę.
Następnego dnia pojechaliśmy do Tatrzańskiego Parku Narodowego, następna na liście była Dolina Kościeliska, a po drodze zaszliśmy jeszcze do Jaskini Mroźnej, która znajduje się we wschodnim zboczu Doliny. Kiedy zeszliśmy do schroniska, została odprawiona Msza Święta. Mieliśmy dużo szczęścia, gdyż Msza odbyła się na dworze, dzięki czemu mogliśmy podziwiać otaczające nas góry. Do hotelu wróciliśmy dopiero późnym popołudniem. Około godziny dwudziestej mieliśmy zabawy integracyjne oraz niespodziankę wieczoru, czyli…..przypieczone kiełbaski z grilla….to coś o czym każdy z nas marzył xD
Po udanym wieczorze i rzecz jasna spokojnej, przez duże „S” nocy, wybraliśmy się w góry. Ku naszej radości, znów odwiedziliśmy Krowia Górę, a potem powędrowaliśmy na Krupówki. Jednak najwięcej zabawy sprawiła nam wizyta w zakopiańskim Aquaparku. Zjeżdżalnie, sztuczne rzeki z rwącym nurtem, fontanny, bicze wodne i gejzery robią ogromne wrażenie. Wyszaleliśmy się po wszystkie czasy i wróciliśmy pociągiem do hotelu.
Piątego dnia przeszliśmy się po okolicy, żeby zobaczyć jak wygląda prawdziwe góralskie miasteczko. Typowa architektura góralskich domów pięknie wkomponowanych w malowniczy górski krajobraz zachwyci każdego. Radośni i przyjaźni górale witają gościnnie turystów -„ceprów”- w pensjonatach oraz karczmach. Góralskie tradycje, zwyczaje, kuchnię oraz muzykę napotkasz na każdym kroku. W wielu karczmach i restauracjach organizowane są regionalne wieczory podczas, których starzy bacowie uskuteczniają góralskie bajanie z udziałem kapel regionalnych.
Kiedy wróciliśmy „na pokoje” (około dziewiętnastej ), zaczęły się kalambury. Cały wieczór minął na dobrej zabawie i śmiesznych przedstawieniach haseł.
Następny dzień był dość pracowity. Nasi opiekunowie przygotowali dla nasz szereg ciekawych warsztatów, między innymi robienie masek i kwiatów z bibuły czy „kurs” pierwszej pomocy. Na koniec dnia zorganizowano imprezę i mogliśmy się znowu wyszaleć, aby potem grzecznie pójść spać.
Rano poszliśmy do kościoła, żeby zobaczyliśmy jak odprawia się Mszę po góralsku. Po Mszy wróciliśmy pomalować swoje maski. Aby i tego dnia nie było nam nudno zrobiliśmy dzień sportu. A na koniec uczyliśmy się różnych tańców integracyjnych.
Nazajutrz poszliśmy na polane Strążyską. Z polany dobrze widoczna jest stroma, północna ściana Giewontu, którego wierzchołek góruje o 860 m nad polaną. Nieco powyżej polany znajduje się słynny wodospad Siklawica, do którego prowadzi ścieżka turystyczna. Następna na liście była polana leżąca w Dolinie Bystrej w Tatrach, czyli Kalatówki (Jest to stosunkowo płaski, otwarty teren, otoczony z wszystkich stron lasem, z widokami na rejon Kasprowego Wierchu), Dolin Białego-dolina w Tatrach Zachodnich o długości 2,5 km i powierzchni 300 ha, położona pomiędzy Krokwią i Sarnią Skałą, oraz wymieniona już wcześniej Sarnia Skała, szczyt o wysokości 1377 m n. p. m. w pasie reglowym Tatr Zachodnich, między Doliną Białego a Doliną Strążyską.
Ostatni dzień spędziliśmy na pakowaniu się w drogę do domu, czułym pożegnaniom i podziękowaniom organizatorom. Wyjechaliśmy około godziny 8, a wróciliśmy około godziny 16.
To były niezapomniane dni spędzone z wspaniałymi ludźmi, w pięknym otoczeniu i oczywiście z Bogiem.
Kamil Koput
Rekolekcje dla członków-„Umiłowani przez Boga”
Rekolekcje te odbyły się w dniach 21-24 lipca. Byłam na nich z Krzysiem i Klaudią. Wyjeżdżając czułam potrzebę modlitwy, wyciszenia. Chciałam poczuć miłość Boga, dlatego cieszyłam się z tematu rekolekcji. Byliśmy w niewielkim gronie, nie brakowało czasu na rozmowę, modlitwę i codzienną Eucharystię. Kierownikiem była Iwona Dubaj, konferencje prowadził ks. Grzegorz Ogorzałek. Byli też z nami klerycy- Michał i Marcin.
Panowała domowa atmosfera- razem gotowaliśmy, sprzątaliśmy, nie było kadry. Podczas konferencji zastanawialiśmy się nad tym czym różni się życie realne od wirtualnego. Rozmawialiśmy o dążeniu do źródła, którym jest umiłowanie. Odkrywaliśmy wiedzę o umiłowaniu poprzez konferencje na temat: wybrani, błogosławieni i dani dla świata.
Poza medytacją, Mszą Świętą mieliśmy czas na rozmowy oraz wspólny spacer, ognisko i kolację na dworzeJ (wciąż czuję smak pysznych czekoladowych mufinek :D)
Suma summarum czas spędzony w Częstoborowicach nie był czasem straconym.
I mam nadzieję, że wszyscy podczas tego wyjazdu poczuli, że Bóg ich kocha bezgraniczną miłością.
„Ty jesteś mój syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie.
Ola
Członkowskie 2011
W dniach 22 - 24 lipca 2011 r. odbyły się Rekolekcje dla członków KSM w Częstoborowicah.
Od razu poczuliśmy się inaczej. Dlaczego? W rekolekcjach bowiem uczestniczyło tylko kilka osób.
Było nas mniej niż 20 sztuk, to jak na wyjazd KSMu bardzo mało.
Na dodatek w związku z małą liczbąosób mieliśmy nieco inny cel.
Prowadzone przez ks. Ogorzałka rekolekcje miały być dla nas uspokojeniem ducha.
Rzeczywiście było dużo medytacji i ciszy, dzięki czemu rekolekcje miały kameralny charakter.
Krzaku wyprowadził nas w las, gdzie było strasznie dużo much, rozpaliliśmy grilla i ognisko.
Z Nałęczowa było nas troje : Aleksandra Pacholi, Klaudia Frączek i ja. Krzysiek.
Osobiście uważam ten czas za spędzony bardzo dobrze i szczerze w nich znalazłem prawdziwe
znaczenie słowa "rekolekcje"...
Prezesi
Wszystko zaczeło się w czwartek 25 sierpnia o godzinie 9. Kiedy ja
podjechałam większość grupy już była. Jak okazało się,że cała
grupa jest zaczeliśmy się pakować do autokaru. W drodze do Warszawy
ogólnie było dużo rozmów, poznawania innych osób. Po kilku godzinach
dojechaliśmy bez wszelkich problemów do ośrodka Rekolekcyjno
Formacyjnego ,,Dobre Miejsce'' na Bielanach. Teoretycznie po
przyjeździe mieliśmy się zakwaterować,zjeść obiad i miała być
integracja na dworze . Ale niestety to ostatnie nie wyszło plany nasze
rozwiał deszcz, pozostało tylko pójść do ośrodka <i tak było
bardzo fajnie>. W tym samym dniu jeszcze były warsztaty o tym co jest
wyjątkowego w naszych oddziałach ? Jakie są problemy? Potem jeszcze
czuwanie ,i poszliśmy grzecznie do swoich pokoi . Następny dzień
upłyną nam na spotkaniach w grupie , najważniejszym punkcie dnia czyli
Mszy Świętej.Po południu grupa skożystała z okazji,że jesteśmy w
właśnie takim miejscu jak Warszawa i poszli do Muzeum im.Mikołaja
Kopernika (większości się podobało podobno )ja niestety nie mogłam
pójść z grupą czego żałowałam,ale cóż .... Kiedy grupa powróciła
z zwiedzania zjedliśmy kolację i na koniec dnia odbyła się Droga
Krzyżowa połączona z adoracją i tak się skończył kolejny dzień.
Nadeszła sobota, tego dnia też mieliśmy gości Renatę i Anetę które
przez dwa dni prowadziły dla nas warsztaty trenerski gdzie m.i.n się
dowiedzieliśmy jakie cechy powinien mieć dobry lider grupy, jakie
czynniki wpływają na zgranie grupy? Jakie mogą przeszkadzać. W tym
samym dniu znalazły się też oczywiście stałe punkty dnia takie jak
Msza Święta,medytacja, spotkanie w grupach oraz konferencja Księdza
Grzegorza . Kolejnego dnia którym była niedziela mieliśmy drugą
część warsztatów o umiejętnościach trenerskich gdzie mogliśmy się
przekonać co jest potrzebne do poprowadzenia dobrego spotkania, w tym dniu
także poszliśmy do muzeum Błogosłowianego Księdza Jerzego Popiełuszki
gdzie mogliśmy sobie przypomnieć historię jego życia. W drodze
powrotnej do ośrodka cały czas śpiewaliśmy, było dużo uśmiechu ;D. Z
powodu,że jak wróciliśmy było już dosyć późno to pozostały tylko
dwa punkty programu konferencja księdza w której dowiedzieliśmy się
trochę o Światowych Dniach Młodzieży które odbył się w tym roku w
Madrycie oraz czuwanie. W poniedziałek mieliśmy warszataty,Mszę
Świętą,spotkania w grupach, medytację, dowiedzieliśmy się także jak
kiedyś wyglądał KSM. Noi i cóż nadszedł ostatni dzień warsztatów
niestety w tym dniu mieliśmy podsumowanie warsztatów , dowiedzieliśmy
się kto był kogo cichym przyjacielem i zaczeliśmy się pakować. Po
spakowaniu zniesieniu bagazów zjedliśmy ostatni posiłek w ośrodku i
odjechaliśmy.Po drodze jeszcze pojechaliśmy do galerii Arkadia,gdzie
mieliśmy czas wolny . W drodze powrotnej częśc autokaru spała,inna
część rozmawiała a trzecia część grała w mafię. Kiedy
dojeżdzaliśmy do Lublina ustaliliśmy,że tak od razu się nie
pożeganamy i tak też się stało kiedy wysiedliśmy z autokaru i
wyjeliśmy bagarze zatańczyliśmy belgijkę i hołki kołki ;D . Kiedy
nadszedł czas pożegnania zrobiło się troche smutno . ale na pewno się
gdzieś jeszcze spotkamy kiedyś ...ja w to wierzę .
Przepraszam,że tak długo piszę ale nie dało się inaczej ;D dużo do
opowiadania mam nadzieję że się nie obrazicie ;P
Klaudia